poniedziałek, 29 czerwca 2015

365: 169-175

365 zdjęć: 169 - 175         ||          365 photos: 169 - 175

  Dzień 169: Kolorowanie konika w "komputi"
Day 169: Coloring the horse in the "komputi"

Dzień 170: Wyklejanki na szybie
Day 170: Stick-art on the window

Dzień 171: Grad
Day 171: Hail
 
 Dzień 172 / Day 172: Böhmische Prater

Dzień 173: Malowanie kamieni wodą
Day 173: Painting stones with water


Dzień 174: Meduza w butelce
Day 174: Jellyfish in a bottle

Dzień 175: Mieliśmy gości, ale źle się czułam i to jedno z tylko dwóch zdjęć, które zrobiłam
Day 175: We had guests, but was sick, and took only two pics; that's one of them
 
Do następnego, pa,
Tata,
a.
 

niedziela, 21 czerwca 2015

365: 162-168

365 zdjęć: 162 - 168         ||          365 photos: 162 - 168
 
 
 Dzień 162: Odwiedzili nas moi rodzice w drodze do Chorwacji. Z nadmiaru emocji zrobiłam tylko jedno zdjęcie - Joachim jedzący ugotowaną - przepyszną - fasolkę
Day 162: My parents visited us in the way to Croatia. So many emotions, that I manager to make just one picture - Joachim eating boiled - and yummy - string beans

Dzień 163 / Day 163: Donaupark

Dzień 164: Rodzinny piknik
Day 164: Family picnic

Dzień 165 / Day 165: <3

Dzień 166: Dinozaur musi mieć ciepło
Day 166: Dino has to have it warm

Dzień 167: Ciastolina (mąka ziemniaczana + balsam do ciała)
Day 167: Playdough (potato starch + body lotion)

Dzień 168: "Gra dinozaura" (kiedy zapytałam, w jaką grę chciałaby zagrać)
Day 168: "Dinosaur game" (when I asked what game she would like to play)
 
Do następnego, pa
Tata,
a.
 
 
 
 
 

wtorek, 16 czerwca 2015

365: 155-161

365 zdjęć: 155 - 161         ||          365 photos: 155 - 161
 
 
 Dzień 155: Veganmania: wegański kebab
Day 155:  Veganmania: vegan kebab

Dzień 156 / Day 156: Anika & Baby Henry

Dzień 157: Rock in Vienna: popisy lotnicze (a my słuchaliśmy Heaven Sall Burn)
Day 157: Rock in Vienna: air show (while we listened to Heaven Shall Burn)

Dzień 158: Królowa surykatek
Day 158: The meerkat queen

Dzień 159: Bańki mydlane!
Day 159: Soap bubbles!

Dzień 160: Mało który widok na świecie napawa takim spokojem
Day 160: One of the most serene views in the world

Dzień 161: Eksperyment kulinarny Aniki: muesli z bobem
Day 161: Anika's culinary experiment: granola with fava beans
 
Do następnego, pa
Tata,
a. 
 

środa, 10 czerwca 2015

[ ... pięknie / gorgeous ... ]

bo to istny domek z marzeń...
'cause it's a real dream house...

+
 
Do następnego, pa
Tata,
a.

Herbata miesiąca: kwiecień || Tea of the month: April

Vanilla Rooibos - Starbucks
 
Cóż mogę rzec, opóźnienia mam straszne, ale przynajmniej pamiętam, co i kiedy popijałam.
Wszystkim już wiadomo, że jesteśmy rodziną Starbucksa. I tak oto w urodziny mojego męża też wylądowaliśmy na kawie w jednej z kawiarni, a opuściliśmy ją z kolejną puszką herbaty - tym razem wybór padł na czerwoną herbatę, czyli rooibos, o aromacie wanilii.
Jeśli ktoś jeszcze nie zna czerwonej herbaty to najwyższy czas. Ponieważ tak naprawdę to "herbata", a nie herbata, pijałam ją namiętnie w ciąży z Aniką - nie zawiera garbników ani kofeiny, ale za to jest bogata w żelazo i antyutleniacze. Lubię rooibosa w każdej wersji, czystego, z miodem, z mlekiem. W Starbucksie wypijałam litrami Vanilla Rooibos Latte. Pycha - łatwo można przyrządzić w domu, moja rada: parzyć w mleku, bez dodatku wody. Mój mąż z pewnym opóźnieniem przekonał się do czerwonej herbaty, a i nasza Mała już nawet jej próbowała.
Odpowiada mi intensywność czerwonej herbaty - lubię zioła, ale niektóre trzeba by parzyć je w minimalnej ilości wody, żeby poczuć ich smak. Za to czerwona herbata jest mocna i ma piękną barwę. Jednak to, co lubię w niej najbardziej to niepowtarzalny, "ziemisty", słodkawy smak i aromat. Są takie warzywa, jak buraki, seler czy pasternak, które są dla mnie bardzo ściśle związane z ziemią i ten właśnie "smak ziemi" lubię w nich najbardziej. To samo z czerwoną herbatą. Jest taka... naturalna.
Tym razem wyszło bardzo subiektywnie - ale taka jest czerwona herbata: albo się ją lubi, albo jej nie cierpi. Spróbujcie, może ją polubicie!
 
Do następnego,
pa!
 

to nie jest pusty kubek do zdjęcia, tam naprawdę skrywała się herbata
it's not a prop, it's an actual cup of tea (just some of the tea had been consumed)
 
 Rooibos Vanilla - Starbucks
What can I say, I am so far behind, but at least I remember what and when I drank.
Everybody knows by now that we are a Starbucks family. And so on my hubby's birthday we ended up in one of the cafes and left it with yet another tin can of a tea - this time around we chose red tea, i.e. Vanilla Rooibos.
If someone doesn't know this tea yet, it's really time. Since it's actually a "tea" and not a tea, I drank a lot of it when pregnant with Anika - it contains no tannin and no caffein, but is rich in iron and antioxidants. I like rooibos in each version - pure, with honey, with milk. In Starbucks I used to drink liters of Vanilla Rooibos Latte. Delish plus easy to copy at home - my tip: use only milk and no water. My hubby started liking rooibos some time after me, and even our Baby Girl has had a sip or two already.
I like rooibos's intensity - I enjoy drinking herbs, but in some cases you'd need to use half the baggie for one cup to get an idea of the actual taste. Instead, red tea is strong and has  a gorgeous color. But what I like most about it, is its unique, "earthy", sweet taste and aroma. There're some vegetables, such as beets, celeriac or parsnip, that are for me very earthbound and I adore this "taste of earth" about them. The same is with red tea. It is so... natural.
The post turned out very subjective - but that's rooibos for you: you either love it or hate it. Try, maybe you'll end up loving it!
 
Tata,
a.
 

poniedziałek, 8 czerwca 2015

365: 148-154

365 zdjęć: 148 - 154         ||          365 photos: 148 - 154

 
Dzień 148: Nosiwoda i jej pomocnik
Day 148: Water-carrier and her helper


Dzień 149: W drodze do domu
Day 149: On the way home

Dzień 150: Zwierzyniec tyłem
Day 150: Rear side of the animal collection

Dzień 151 / Day 151: Burgpark
 
  
Dzień 152: Chabry od męża
Day 152: Cornflowres from my hubby

Dzień 153: Fanatyczka obuwia
Day 153: Shoe afficionado

Dzień 154: Ogrodniczka
Day 154: Mini garderner
 
Do następnego, pa
Tata,
a.

wtorek, 2 czerwca 2015

365: 141-147

365 zdjęć: 141 - 147         ||          365 photos: 141 - 147
 
 Dzień 141: Anika i prababcia
Day 141: Anika and great-gradma

Dzień 142: Safari Park Borysew - karmienie kucyka
Day 142: Safari Park Borysew - feeding a pony

Dzień 143: Anika, prababcia i tyranozaurus rex
Day 143: Anika, great-grandma and t-rex

Dzień 144: Dmuchawce, latawce, wiatr
Day 144: Dandelions in the wind

Dzień 145: Pyszne lody w Pikniku
Day 145: Yummy ice-cream in Piknik

Dzień 146: Bitwa na poduchy z wujkiem Bartkiem
Day 146: Pillow fight with uncle Bartek

Dzień 147: Mała, smutna księżniczka
Day 147: Little sad princess
 
Do następnego, pa,
Tata,
a.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Podróż pociągiem z dzieckiem: po || On a train with a kid: after

Ach, co to była za podróż. Każdemu życzę tak spokojnych i bezproblemowych wycieczek. Jedyny minus: wzięłam dużo (duuuużo!) za dużo jedzenia i atrakcji. W efekcie musiałam pilnować pełnego plecaka I torby. Ale miałam nauczkę i w drogę powrotną zabrałam zdecydowanie mniej.
 
Przez większość drogi Anika chciała się przytulać, a od 13 do 15 smacznie sobie spała. Podróż minęła mi niezwykle szybko, nawet miałam czas poczytać.
  
 
What a trip it was. I wish such a calm and unproblmetic travels to all. The only con: I took much (muuuuuuch!) too much food and distractions with me. As a result I had to take care for a backpack AND a bag. But lesson learned and on the way back I packed much lighter.
 
Most of the way Anika just wanted to cuddle, and she slept between 1 and 3 pm. The time passed incredibly fast, and I even got some time to read.
 
Przekąski i jedzenie // Snacks & Food
 
Zjadłyśmy kilka migdałów, ziaren dyni, kilka wegańskich żelków w kształcie królików i, na spółkę, dużą ciabatę z mozarellą i pomidorami. I już. Sałatkę zjadłam dopiero w drodze do Łodzi - Anika powyjadała z niej fasolę.
 We ate some almonds, pumpkin seeds, a couple of vegan jellies shaped like bunnnies and, together, a large ciabata with mozarella and tomato. That's it. The salad I ate on the way to Łódź - Anika got almost all of my beans. 
  
Napoje // Beverages 
Obie piłyśmy wodę, ale nie było gorąco, więc większość wody dojechała nietknięta do Łodzi.
W drodze powrotnej natomiast wypiłyśmy całą wodę
i trzy małe kartoniki soków owocowych Tymbarka. 
 We both had water, but it was not hot, so most of it made it to Łódź.
On the way back we drank up all of our water as well as 3 small Tymbark fruit juices.
 
 Rozrywki // Entertainment
 
Najlepiej sprawdziły się książeczki i zestaw do rysowania.
The best idea turned out to be the small books and the drawing set.
 
W drodze do Łodzi Anika bawiła się konikami (dostała nowego od Buby)
i zagadkami dla 2-3 latków firmy Czu Czu.
On the way to Łódz Anika played with her horses (got a new Shire foal from Buba)
and the Czu Czu puzzles for 2-3-year-olds.
 
W drodze powrotnej najchętniej wyklejała książeczki z naklejkami, oglądała książeczki i jadła ciabaty przygotowane przez Bubę.
 
On the way back Anika played with stickers, looked at her books and ate ciabatas made by Buba.
 
Między podróżą z Wiednia do Warszawy i z Warszawy do Łodzi zrobiłyśmy 2-godzinną przerwę, którą wykorzystałyśmy na spotkanie z moją ciocią Ulą, spacer po Złotych Tarasach i kawę (dla nas) i ciacho (dla Aniki) w Cafe Nero. Przerwa zdecydowanie zmęczyła Anikę, ale zapewniła konieczną odmianę po 7 godzinach w pociągu.
Between the train from Vienna and the train to Łódź, we made a 2-hour break. We met with my aunt Ula, wandered around the Złote Tarasy mall and stopped for a coffee (for us) and a pastry (for Anika) at Cafe Nero. The break was definately tiring for Anika, but it was a necessary change after 7 hours on a train.
 
Najważniejsza nauka z obu podróży - zawsze, ZAWSZE mieć wykupioną miejscówkę. Z przyczyn niezależnych ode mnie w drodze powrotnej takowej nie miałam i trochę stresu mnie to kosztowało. Na szczęście od Katowic do Wiednia miałyśmy dwa fotele do swojej dyspozycji.
 
The most important lesson from both trips - always, ALWAYS book a seat. Due to some objective problems I had no such booking on the way back and it was quite stresy, I must admit. Luckily up from Katowice we didn't need to share one seat.
 
 
Macie dla mnie jakieś kolejowe opowieści? Przygody? Opowiadajcie!
Do you have any railroad stories for me? Some adventures? Do share!
 
Do następnego, pa,
Tata,
a.