poniedziałek, 30 czerwca 2014

Szybkie i zdrowe obiadki młodej matki .... 2. Spaghetti ze szpinakiem, mozzarellą i pomidorami

z serii Przygody kulinarne, odc. 7

Wprawdzie szybkie i zdrowe obiadki jem niemal codziennie, to nie zawsze mam pod ręką aparat - zazwyczaj mam pod ręką mojego słodkiego bobaska. Dzisiejszy obiadek sprawdzony i klasyczny, a zrobienie go zajmuje niecałe 20 minut, z których 7-11 minut zajmuje gotowanie makaronu!

1. Pudla
2. Pełnoziarniste spaghetti orkiszowe ze szpinakiem, mozzarellą i pomidorami

Co nam będzie potrzebne:
porcja spaghetti - ok. 120-200 g
200 g szpinaku
garść małych pomidorów albo kilka średnich albo jeden duży
ząbek czosnku
50 g mozzarelli
(łyżka stołowa creme fraiche)
2 łyżki posiekanych ziół (oregano, tymianek, pietruszka etc.)
sól
oliwa z oliwek
 
 
Ja obecnie używam pełnoziarnistego spaghetti orkiszowego, choć oczywiście można wykorzystać dowolny makaron - pełnoziarnisty dostarczy nam więcej błonnika, żelaza, kwasu foliowego i niacyny i na dłużej zaspokoi głód, ale nie każdy jest zwolennikiem dość specyficznego smaku i tekstury makaronu pełnoziarnistego.

Jak robimy ten super szybki i pyszny obiad: gotujemy makaron (garnek + woda + sól > woda się gotuje + makaron - sprawdzamy czas na opakowaniu), w tym czasie siekamy szpinak i wrzucamy na patelnię podlewamy odrobiną wody i po ok. 2 minutach, kiedy "zwiędnie". Ja użyłam dziś mrożonego szpinaku - wrzuciłam na patelnię, nie dolewałam wody, zakryłam pokrywką - całkowite rozmrożenie zajęło ok. 6 minut. Kiedy szpinak się rozmraża / dusi, kroimy pomidory, a kiedy szpinak jest gotowy dodajemy do niego pomidory i wciskamy czosnek. Makaron powinien być już gotowy - odcedzamy i dorzucamy na patelnię, dodajemy pokrojoną mozzarellę, ewentualnie creme fraiche albo oliwę z oliwek i zioła i mieszamy. Można dosolić do smaku. Minutkę wszystko razem dusimy i gotowe!
 
 
Obiad widoczny na zdjęciach zaczęłam robić dziś o 12:10, a o 12:26 miałam na patelni gotowy obiad.
 
Smacznego i do następnego,
pa,
a.
 

sobota, 28 czerwca 2014

Ogródka chce mi się... V

czyli Pora na pomidora

"Stało się, stało się, to co miało się stać" - pierwszy pomidor dojrzał i został skonsumowany przez naszą trójkę. Oczywiście był pyszny.
 
 
Od tamtej pory wszystkie dojrzałe pomidorki konsumuje Anika, no ale przecież nie będziemy dziecku pomidorów żałować.

Na balkonie ciągle coś się zmienia. Jest dużo słońca, więc codziennie wieczorem podlewamy uprawy łącznie ponad 30 litrami wody, a roślinki odwdzięczają nam się bujną zielenią, apetycznymi aromatami i pięknymi kwiatami. Ale po kolei, zaczynamy od lewej strony.

Koperek kwitnie. Wprawdzie wolę listki niż napar z nasion, ale wysieję z nasion kolejne roślinki i może jeszcze nadrobię straty. Muszę tylko na następny raz pamiętać, żeby takich zupełnie małych krzaczków nie oskubywać.

Zioła - tymianki, oregano, lubczyk, bazylia, melisa i mięta - rosną, są regularnie używane do wszystkiego, a niemal codziennie wieczorem Anika pogryza sobie ten czy inny listek.

 
Mam też małe ciecierzyce. Zobaczymy, co z tego eksperymentu wyniknie. Na razie rosną.
 
 
 
Korzystając z ciepła wysiałam kolejną serię rzodkiewek - roślinki najszybciej rosną przy temperaturze gleby ok. 20 stopni. Wyszły już po 3 dniach od wysiania. Mam nadzieję, że ruszą z kopyta i zdążymy je zebrać przed urlopem.
 
Kwiaty też dopisały w tym roku: mamy białą hortensję (którą niemal spisałam na straty, po tym, jak ignorując ciepłą zimę za późno ją odkryłam i zapomniałam o podlewaniu), przepiękne, bujne białe pelargonie i krzaczek portulaki ocalonej przez Joachima z zeszłego roku.
 
 
Borówki rosną ładnie, choć trochę się boję, że decyzja o kupieniu normalnych, a nie karłowatych odmian, może się dla nas marnie skończyć. Na koniec nasza duma: pomidory. Nie wiem, czy na zdjęciach dobrze widać, ale krzaczki są obsypane pomidorami i kwiatami. niektóre kiście musiałam podeprzeć!

 

Do następnego,
pa,
a.

środa, 18 czerwca 2014

Kolorowe babeczki i niebieskie krateczki

czyli Unikatowa kreacja na urodziny

Post z prawie miesięcznym opóźnieniem, ale jest. 24 maja córeczka mojej koleżanki Ani, Sarah skończyła roczek. Zostaliśmy zaproszeni na tę uroczystość, a Anika mogła zadać szyku pięknym strojem - bluzeczka wyszła spod igły mamy i Buby - jak widać Buba w czasie swoich wizyt pomaga w absolutnie wszystkim.
 
Bluzeczka jest bardzo prosta, więc ładnie eksponuje uroczy i dziecięcy materiał w kolorowe babeczki. Wykrój bluzeczki o wdzięcznej nazwie "Izzy top" pobrałam z bloga Climbing the Willow.
 
+
 
Powyżej oryginał, a poniżej zdjęcia Aniki z przyjęcia, wykonane przez babcię małej jubilatki.

 
 
 
  
 

Urocza, prawda?

Do następnego,
pa,
a.

niedziela, 15 czerwca 2014

Ogródka chce mi się... IV

czyli Ciepło, cieplej, pomidory!
 
Nareszcie! Długo się naczekaliśmy aż nadeszły upały, których ja osobiście szczerze nie cierpię, ale wreszcie pomidory zaczynają dojrzewać. No dobra, ta liczba mnoga może trochę na wyrost - pierwszy pomidor się rumieni. Patrząc na prognozy i przeczącą im pogodę, mogę się spodziewać, że pomidorek nie pozostanie samotny zbyt długo. Krzewy uginają się pod kiściami zielonych kuleczek, które tylko czekają na słońce. A jak już dojrzeją, to czeka na nie Anika - okazało się, że kocha pomidory.
 
 
Zioła kwitną. Nie wiem, czy popełniłam błąd, zrywając liście bardzo młodego kopru, ale w efekcie mam koperek karłowaty, który też już zaczyna kwitnąć. Tak samo tymianek, bazylia i kolendra.
 
 
Fasola rośnie, a rzodkiewki po fali zimna zaczynają się zaokrąglać.
 
 
 
Borówki straciły prawie wszystkie owocki. Najpierw się martwiłam, ale poczytałam co nieco o uprawie tych roślin i okazało się, że w celu zapewnienia dobrego owocowania należy ukręcać wszystkie kwiatostany przez pierwsze lata wzrostu krzewów. Za nas zrobiła to natura, więc mam nadzieję, że w przyszłym roku borówki rozpędzą się na dobre.
 
 
Tyle aktualizacji. A co u Was rośnie?
 
Do następnego,
pa,
a.

sobota, 14 czerwca 2014

Popołudnie w cieniu winorośli

czyli Relaks w doborowym towarzystwie
 
W miniony weekend mieliśmy gościa - zawitała do nas moja siostra cioteczna, Agnieszka, która obecnie mieszka w Szwajcarii. Serdecznie pozdrawiamy!
 
 
W ramach rodzinnego relaksu zadokowaliśmy w restauracji polowej przy winnicy Gössinger w podwiedeńskim Pillichsdorf. Och, cóż za rozkosz. Miejsce proste i w swej prostocie wspaniale odprężające. Żadnych typowych dla Wiednia elegantów, żadnych malkontentów, który by narzekali na bose dziecko rzucające niedojrzałymi orzechami i kamykami.  

 
Dzięki uprzejmości Agnieszki, która odwiozła nas do domu, mogliśmy, pierwszy raz od chyba dwóch lat, wspólnie z Joachimem napić się wina poza domem. Nawet zrobiłam zdjęcie wina, a jak.
 
 
Anika czuła się tam, jak ryba w wodzie. Miała dużo miejsca, żeby sobie spacerować i zbierać różne skarby z ziemi. A do tego, ponieważ trochę szorstkie płyty drapały ją w kolanka, postanowiła wstać i większość popołudnia spędziła albo siedząc na pupie, albo chodząc.
 
 
 
 
 
 
Wspaniale spędzony czas! Oby w przyszłości było takich popołudni więcej!
 
Do następnego,
pa,
a.
 
 

środa, 4 czerwca 2014

"Ateiści też mają swoje piosenki"*

z serii Ścieżka dźwiękowa mojego życia
odc. 1
 
Najlepszą muzykę odkrywam - a może wręcz odkrywa się - przypadkowo. Przedwczoraj weszłam na onet.pl, gdzie co jakiś czas sprawdzam wiadomości z Polski. Spojrzałam na dział Film, tv, muzyka, książka, choć przyznam, że poziom kulturalny portalu pozostawia bardzo wiele do życzenia. Tak czy siak, było tam zdjęcie pięknej kobiety opatrzone cytatem z Różewicza. W pierwszej chwili wzięłam ową kobietę za Lady Gagę bez makijażu. Okazała się to jednak Lykke Li. Spodobało mi się jej "No Rest For the Wicked", ale inne utwory nie przypadły mi do gustu. W komentarzach do recenzji na Onecie ktoś wspomniał dwie artystki: Zolę Jesus i Rykardę Parasol. Zola jest w porządku, ale Rykarda... Rykarda jest rewelacyjna.
 
+ 
 
Panna Parasol trafiła w moją dziesiątkę. Ma wspaniały głos, dokładnie taki, jak trzeba. Jak Marianne Faithfull, jak papieros nad ranem, nieco szorstki i matowy, ale w najlepszych tych słów znaczeniu.
Sama muzyka płynie w umiarkowanym tempie, jest liryczna, ale bynajmniej nie słodka. Najlepiej określa ją chyba słowo: alternatywna. To wyświechtany przymiotnik, zgoda, ale mi do niej idealnie pasuje. Kojarzy mi się z nowszymi dziełami mojej ukochanej PJ Harvey i miejscami z Tomem Waitsem. Piękna muzyka, niepokorna, upojona jak impreza nad ranem. Nikt już nie tańczy, część gości śpi, a my siedzimy na parapecie okna z dogasającym papierosem, dyskutując na tematy, na które zawsze jesteśmy zbyt trzeźwi. Piękna. Jak list miłosny napisany po pijaku.
  
Nawet okładki jej płyt mi się podobają. Ta już wylądowała w moim koszyku:
 
+
 
Oj braknie mi niebawem miejsca na płyty, braknie. Ale nic to, piękna nigdy za wiele!
 
Do następnego,
pa,
a.

*"Atheists have songs too" z albumu "Against the Sun"
 
 

wtorek, 3 czerwca 2014

Co mi w duszy gra

czyli wstęp do serii Ścieżka dźwiękowa mojego życia
 
Nie znam się na muzyce. Wiem, co lubię i jestem bezlitosna dla "nowych". Nie potrafię opisać, czego szukam w muzyce i w moich gustach jestem bardzo otwarta, choć wybredna. Kiedy już decyduję się na jakiegoś muzyka, to wszystko musi być na miejscu. Muzyka, rytm, wokal, tematyka. Musi wywoływać we mnie odpowiednie uczucia.
 
dygresja. Na przykład: kiedy byłam ostatnio pobiegać, wstyd przyznać ile miesięcy już minęło, włączyłam sobie Cavalera Consipracy. Rytm, wykrzyczane wokale, ostre brzmienie. Taka muzyka daje energię, pozwala ruszyć z kopyta, aż się czuje adrenalinę. Biegłam z uśmiechem. koniec dygresji.
 
Mój mąż jest dużo bardziej wyrozumiały - chętnie słucha muzyki dla muzyki, nawet jeśli głos wokalisty mu nie odpowiada. Ja tak nie umiem. Dla mnie wszystko musi grać (pun intended :)). A jak już gra lub zagra, to zamierzam się z Wami dzielić.
 
+
[ Partytura suity z mojej najukochańszej ścieżki dźwiękowej
do filmu "Dracula" Francisa Forda Coppoli napisanej przez Wojciecha Kilara. ]
 
Dlaczego teraz nagle? Bo niemal skończyłam już karmienie Aniki i mam wrażenie, że wraz z powrotem mojego organizmu do bycia całkiem w pojedynkę, wracają mi też "moje" zajęcia. Więcej muzyki, więcej książek. Przez miniony rok bynajmniej nie zrezygnowałam ani z jednego, ani z drugiego, ale teraz nauczyłam się chyba lepiej wszystko ze sobą godzić, nie zaniedbując potrzeb Małej Mi.
 
Niebawem pierwsza "rezenzja" - moje najświeższe odkrycie: Rykarda Parasol.
 
Do następnego,
pa,
a.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Edukatorka Buba

czyli Anika zaczęła chodzić
 
Mieliśmy gościa - moja mama, znana światu jako Buba, była z nami przez 12 dni. Rewelacyjna wizyta, nie tylko pod względem emocjonalnym i wymiernym (rzadko miewamy tak czysto i porządnie w kuchni, jak w czasie wizyt mojej Mamy), ale dodatkowo, zachęcana przez babcię Anika zaczęła chodzić. Pierwsze w życiu kroki postawiła 6. maja, ale w czasie pobytu Buby naprawdę się rozpędziła. Poza tym zaczęła też naśladować i rozpoznawać zwierzątka, a gdy widzi dzieci mówi: "takie" ("Zobacz Anika, takie dzidzi jak ty!"). I bezbłędnie pokazuje, gdzie chce, żeby ją zanieść albo co chce robić - oglądać książeczkę, wyglądać przez okno lub jeździć na koniku. Jesteśmy bardzo dumni. I dziękujemy Bubie za wszystko!
 
 
Do następnego,
pa,
a.