niedziela, 23 lutego 2014

Ciotka-szarotka

czyli Uh-la-la

Dziś moja chrzestna i ulubiona ciocia, Ula, obchodzi kolejne 18-te urodziny i na jej cześć  trochę szarości, które obie uwielbiamy!

Wszystkiego najlepszego, kochana!

+

+

+
 
 
+                                                               +
 
 
+                                                               +

 
+                                                                 +

+

Do następnego,
pa,
a.

czwartek, 20 lutego 2014

[...pięknie...]

bo kolorowo

+
 
a.

Kubeczki, miseczki i słodkie gwiazdeczki

czyli Rozrywałam opakowanie z taką radością, że zacięłam się w palec

Długo szukałam i wreszcie znalazłam: idealną zastawę dla Aniki. Na szczęście wiele mam prowadzi podobne poszukiwania i tym sposobem moje trwały krócej, bo odwiedziłam dość popularny w Polsce blog głównie o modzie dla dzieci Kaszka z mlekiem w idealnym momencie: gdy autorka opisywała zastawę, którą kupiła dla córek. Od razu się zakochałam. Producent, firma Maileg z Danii, nie był mi nieznany, już dwa lata temu ich przytulanki zachwyciły moją szwagierkę, dlatego nie zdziwiło mnie, że stworzyli coś tak uroczego:

 
Zastawa składa się z 5 elementów: miseczki, talerzyka, łyżeczki i kubeczka z nakrywką, która służy również jako kieliszek do jajka.
 
Dno talerzyka i miseczki zdobią obłędnie rozkoszne napisy:
 
every morning bunny honey                  rano bunny honey
wakes up the sun                                   budzi słoneczko,
before it rises                                         żeby wstało
 
in the evening bunny honey                   wieczorem bunny honey
eats star spinkles                                   je gwiazdki 
with warm milk                                      z ciepłym mlekiem 
 
 
Pierwszy obiadek w nowej miseczce: soczewica z marchewką a do tego drożdże i kiełki czerwonej kapusty.
 
 
Po obiadku przyszła pora na kontrolę jakości. Łyżeczka została dość solidnie wzięta na ząb i na razie nie ma na niej nawet śladu!


 
 
 
 
Na koniec dodam, że ten post to podwójna premiera, bo zdjęcia robiłam nowym obiektywem, ale na razie cicho sza, bo muszę nauczyć się nim lepiej posługiwać. Do portretów osób i przedmiotów jest bezbłędny, ale gdy portretowana osoba rusza się tyle i tak żwawo, jak moja pociecha, to zdjęcia wychodzą romantycznie rozmazane.

Do następnego,
pa,
a.

wtorek, 18 lutego 2014

[10]

Dziesięć lat temu, na Dworcu Warszawa Centralna, ok. godziny 10 rano, pierwszy raz zobaczyłam mojego przyszłego męża. I już nic nie było takie samo!


To my w Budapeszcie, w styczniu 2010 roku.

kisskiss, sweety!

a.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Pieluszki i chusteczki mają domek w kropeczki

czyli Kto zaczyna od prostych projektów, ten się łatwo nie zrazi

Jak już wiecie z moich wcześniejszych postów, mam bardzo ambitne plany z moją kochaną maszyną do szycia w roli głównej. Porwałam się już wprawdzie na kilka "większych" rzeczy i nawet ich używam (np. bardzo ekstrawaganckiej koszuli nocnej, której nie mam ochoty w szczegółach opisywać, bo jej ekstrawagancja wynika z błędnych pomiarów i nieumiejętnego szycia, a nie z projektu), które bardzo dużo mnie nauczyły - na przykład wykonania wspaniałego...

dygresja. no i się zacięłam... szew mi się bardzo podoba, używany jest w większości jeansów, ale niestety "uczę się" głównie z amerykańskich blogów, więc nie wiem, jak się ten szew nazywa po polsku. po angielsku jest to felled seam, po polsku znalazłam tylko opisową nazwę: podwójnie zawijany i stebnowany. Jeśli ktoś wie, proszę o komentarz! Oto jak wygląda:
 
+
koniec dygresji.

...szwu, postanowiłam jednak wykonać coś praktycznego i prostego. To dobry trening, a niemal natychmiastowy rezultat nie dopuszcza do szybkiego stracenia zapału lub frustracji, jaką wywołują dłuższe czy bardziej złożone projekty. Wiedziałam, że potrzebuję opakowanie na zestaw do przewijania, bo nasz stanowiła okładka na książeczkę zdrowia [wstyd!] - takie wykorzystanie niezgodne z przeznaczeniem kończyło się zazwyczaj tym, że jakaś część zawartości lądowała poza opakowaniem. Na Pinterest zaznaczyłam już wcześniej odpowiednią witrynę. Mnie wykonanie zajęło dłużej niż autorce, ale a. nie mam jeszcze wprawy i b. nie korzystałam z jej wykroju, ale zrobiłam własny.

Oto oryginał wykonany przez Amber, autorkę bloga Crazy Little Projects:
 
+
 
A to moje dziełko:
 
 
 
 
 
Już planuję następne projekty, a niebawem dostanę nową dostawę materiałów! Na pewno się podzielę.
 
Do następnego,
pa,
a.

piątek, 7 lutego 2014

Kto wie, jak to się je?

czyli Myślałam, że warzywa mnie już nie zaskoczą

z serii Przygody kulinarne, odc. 4

Dziś zaczniemy od zagadki. Co to jest?
Zostało dostarczone w takim stanie:


A tak wyglądało po pobieżnym umyciu:


Nie wiecie? Też bym nigdy nie zgadła. Ni to pietruszka, ni skorzonera. Jest to korzeń kozibrodu, zwanego salsefią...

dygresja. Błąkałam się po Sieci w poszukiwaniu informacji i przepisów dotyczących tego rzadkiego korzenia i muszę przyznać, że dawno nie spotkałam się z taką dozą ignorancji - połowa autorów artykułów o tym warzywie stawia znak równości między kozibrodem i wężymordem. To żadne przestępstwo, ale jak już coś się pisze, to naprawdę należy włożyć w to choć minimum wysiłku. Google + Wikipedia = kozibród ≠ wężymord. Dłużej zajęło mi znalezienie tego symbolu ( ≠) niż ustalenie, że chodzi o dwa różne warzywa! koniec dygresji

...korzeń rzadko występujący i częściowo wyparty przez skorzonerę. Na stronie eko-uprawy.pl znalazłam trochę solidnych informacji:

"Salsefia zawiera dużo potasu, kwasu foliowego, magnezu i fosforu. Polecana jest chorym na jelita i cukrzycę, gdyż zawiera inulinę, która uznawana jest za prebiotyk, a także chorym na nerki i wątrobę. (...) Salsefia i skorzonera mają także właściwości przeciwnowotworowe (jelito grube, piersi), są źródłem błonnika pokarmowego, zapobiegają chorobom krążenia, zaparciom, cukrzycy II typu, obniżają poziom lipidów w tym cholesterolu, mają właściwości przeciwutleniające (kwercetyna)".

Czyli wiemy już, że na pewno zdrowa. Ale teraz pytanie: jak się do niej zabrać? Na pewno w rękawiczkach. Nie powtórzę błędu, który popełniłam w zeszłym tygodniu ze skorzonerą - ręce przez niemal cały dzień mi się kleiły. Długo myślałam i wymyśliłam - znowu ma być prosto, żeby się dowiedzieć, jak ta salsefia smakuje. Zatem salsefia pieczona z ziemniakami i mozzarellą do tego surówka z selera i jabłka. Nie mam niestety wielu zdjęć, bo Mała Mi urządziła koncert i cieszę się, że w ogóle dałam radę zrobić obiad.
 
 
Salsefia pieczona z ziemniakami i mozzarellą

5 średnich ziemniaków
500 g salsefii (kozibrodu)
50-70 g masła
4 jajka
łyżka stołowa creme fraiche albo śmietany
kulka mozzarelli
sól i pieprz

Nagrzać piekarnik do 175C (ja piekę w termoobiegu). Gdy piekarnik się nagrzewa mamy czas (ja mam dużo czasu, bo mój piekarnik niebawem będzie pełnoletni) na obranie salsefii i przekrojenie na pół, grubsze korzenie dodatkowo wzdłuż. Włożyć je do zimnej wody z odrobiną octu lub soku z cytryny - salsefia bardzo, bardzo szybko ciemnieje. Obrać ziemniaki i pokroić w plastry. Dobrze wypłukać, zalać świeżą wodą i gotować ok. 15 minut - mają być prawie gotowe. W tym samym czasie rozpuścić masło, dokładnie osuszyć salsefię i udusić na maśle pod przykryciem. Gdy korzenie będą już dość miękkie przelać całą zawartość do naczynia żaroodpornego - razem z masłem. Dodać ziemniaki i lekko wymieszać. Jajka wymieszać z creme fraiche, posolić i zalać mieszanką warzywa. Na wierzchu ułożyć plastry mozzarelli i posypać świeżo zmielonym pieprzem...

dygresja. Mój mąż dostał młynek do pieprzu od brata i dlatego go mamy i używamy, myślę, że z powodzeniem można pieprzyć - za przeproszeniem - normalnym, już zmielonym pieprzem. koniec dygresji.

Do pieca na chwilę, ok. 15 minut, aż się ser przyrumieni. Gotowe. My zjedliśmy do tego wspomnianą surówkę z selera i jabłka, ale myślę, że każda pasuje. Wyszło pyszne, naprawdę pyszne. Kozibród smakuje inaczej niż wężymord (nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę takie zdanie), choć raczej bym ich od siebie nie odróżniła. Wężymord wydaje mi się delikatniejszy. Smaczne, zdrowe, szkoda tylko, że takie drogie - za pół kilograma salsefii z uprawy ekologicznej zapłaciłam 3 eur.
 
Życzę udanych eksperymentów. Opowiadajcie! A może ktoś hoduje takie zapomniane warzywa?
 
Do następnego,
pa,
a.
 

Anika nie je sernika ani piernika

czyli Scenka typowa z życia niemowlaka

Zdanie tytułowe o tym, że Anika czegoś nie je jest mocno na wyrost, bo moje dziecko nie lubi wielu rzeczy, ale jedzenie na pewno do nich nie należy. Pierników nie jadła faktycznie jeszcze nigdy, ale sernika już miała szansę spróbować. Tak czy siak, Anika ufnie przeżuwa wszystko, co znajdzie się w jej buźce. Dziś zajadała ochoczo gotowany mus z marchewki z cukinią, selerem i żółtą marchwią, wszystko doprawione drożdżami i lekko zmiksowane - naprawdę lekko, Anika jest dumną posiadaczką 4 zębów i 3 pół-zębów, więc ma czym gryźć.


Anika dostaje jeść usadowiona w swoim foteliku, ale ku naszemu przerażeniu nauczyła się w nim wstawać. Na razie wykorzystuje tę umiejętność, aby wsadzić obydwie nóżki po jednej stronie paska pośrodku (taki ogranicznik umieszczony pionowo między siedziskiem i blatem mniej więcej w połowie szerokości, służy temu, żeby mała wiercąca się bezustannie istotka nie wyślizgnęła się z fotelika). Na szczęście dla nas taki manewr dość skutecznie ją unieruchamia. Póki co.
 

 

Wczoraj zauważyliśmy, że grzywka zaczyna już jej wchodzić w oczy, więc - dość nieudolnie - upinam jej włosy moją wsuwką. Mała słodka panienka z niej.



Do następnego,
pa,
a.

czwartek, 6 lutego 2014

Detale, niebrzydkie wcale

czyli Diabeł tkwi w szczegółach i ubiera się w białe bluzki

Przeglądając Internet w poszukiwaniu wykrojów, nie mogłam nie zauważyć przepięknych ubrań, które bardzo chciałabym zaprosić do mej szafy, że już o tym, żeby je uszyć samodzielnie nie wspomnę. Niedawno moja garderoba przeszła kilka rewolucji: po dobrych 15 latach noszenia samej czerni...

dygresja: nawet do pięknego, lecz bardzo gorącego Maroka spakowałam wyłącznie czarne stroje i tylko dar przekonywania i rozsądne argumenty mojej Mamy uchroniły mnie przed odparzaniem sobie stóp w, oczywiście czarnych, glanach przy 40 stopniowych upałach. koniec dygresji.

...zaczęłam z dnia na dzień nosić kolorowe - naprawdę kolorowe - ubrania, przeszłam fazę kwiatków, kratek, w zasadzie wszystkiego kolorowego. Teraz przyszła pora na kolory ziemi, biel i szarości. Jakoś mi w tym najlepiej i najbezpieczniej. Nagle przestałam się dziwić, że Mama kupowała tyle białych bluzek. Są naprawdę uniwersalne, praktyczne, pasują do wszystkiego i, co najważniejsze, mogą być przepiękne. I to często zasługa niepozornych detali.

Czasem wystarczy kilka umieszczonych nieco inaczej guzików:

+

+

Innym razem można zapić bluzkę z tyłu:

+
 
albo nie zapinać jej wcale:
 
+

środa, 5 lutego 2014

Garderobę zrobię sobie (I)

czyli Najłatwiej chyba zacząć od spódnicy, mam nadzieję

Och, jak bardzo chciałabym już umieć uszyć coś dla siebie. W sobotę uszyłam bardzo proste spodnie dla Aniki i przekonałam się, że sztuka krawiecka jest dużo bardziej złożona niż się może na pierwszy rzut oka wydawać. Właściwie polega na kreatywnym stosowaniu szeregu zasad. Trzeba pamiętać o zasadach fizyki, geometrii i zwykłym zdrowym rozsądku, a do tego zwyczajnie należy się nauczyć wielu technik.

Wprawdzie jeszcze daleko mi do szycia ubrań, w których nie wstydziłabym się wyjść z domu, ale - jak zauważyłam już wcześniej - pomarzyć mi wolno. Poniżej kilka fajnych spódniczek, na które myślę, że mogłabym się, za jakiś czas, porwać.

Ta spódnica ołówkowe jest tak prosta, że chyba nie trzeba umieć zupełnie szyć, a i tak się uda - idealna na początek. Wybrałam ją, bo ostatnio podoba mi się stonowany, kobiecy róż :

                             +                         

Spódnice tiulowe wprawdzie są dla mojej figury zupełnie chybione, ale są tak śliczne i zalotne, że na pewno sobie taką uszyję i będę chodziła w niej po domu, dla samej frajdy posiadania takiej piękności:
  
                                              +                                                           +

Spódnice tiulowe nie są skomplikowane, ale wymagają dużo cierpliwości. Za to te poniżej to już dużo dalsze plany. Może same formy nie są trudne, ale żeby ładnie wyglądały trzeba mieć sporo wprawy z detalami, bo zakładki muszą być dokładnie wymierzone:
 
                                                                        +
 
bo miara musi być dobrze zdjęta (a sylwetka odchudzona po zimie):
 
                                                                       +

Rozmarzyłam się... Pora wracać do mozolnego trenowania zanim zacznę szyć sobie ubrania z prawdziwego zdarzenia!  
 
Do następnego,
pa,
a.